Zbieg okoliczności albo intuicja - dwa dni po opublikowaniu tego posta "Krzyk" Edvarda Muncha sprzedał się za rekordową kwotę 120 mln dolarów.
http://www.bbc.co.uk/news/entertainment-arts-17926519
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,11654555,Rekordowa_aukcja___Krzyk__Muncha_sprzedany_za_blisko.html?obxx=11654555&v=1&pId=17321088&send-a=1#opinion17321088
Czyli opowieść o kuratorze przestraszonym niespodziewaną ilością piękna w sztuce.
Jedna z definicji sztuki wygłoszona przez Andę Rottenberg brzmi:
Jeżeli sztukę robi artysta i pokazuje ją w muzeum, czy w galerii, to znaczy że on to traktuje jako sztukę. A jeżeli właściciele, czy dyrektorzy galerii się na to zgadzają, to znaczy przyjmują też takie założenie. Dyrektor przyjmuje że sztuką jest to, co mu się spodoba. To jest forma umowy społecznej. Takiej jak każda inna. Ponadto dzisiaj sztuka nie posługuje się kategorią piękna, bo piękno mamy w przyrodzie.
Oczywiście taka definicja sztuki jest nam obca, zwłaszcza gdy nasz „gust” różni się od czołówki polskich kuratorów. Czy rzeczywiście nie jest sztuką to, co nie spodoba się aktualnemu establishmentowi sztuki? Gdyby takimi definicjami mieli przejmować się artyści, historia sztuki uboższa by była o niejedno nazwisko. Taki np. Andy Warhol… Nadaję komunikat dla mas. Moje obrazy podobają się zwyczajnym ludziom. Ludzie inteligentni dopiero po latach docenili szkołę abstrakcyjnego ekspresjonizmu, przypuszczam więc, że trudno intelektualistom uznać to, co robię, za sztukę. Miałby też w głębokim poważaniu to, co Anda Rottenberg uważa o pięknie w sztuce: Maluję po prostu rzeczy, które zawsze uważałem za piękne, rzeczy używane codziennie, o których nigdy się nie myśli. Maluję to, co lubię.
Pytanie: co jest w efekcie końcowym ważniejsze dla odbiorcy, gdzie zyskuje więcej – w kontakcie z tym co lubi ekspert sztuki, czy z tym co lubi artysta?
http://www.bbc.co.uk/news/entertainment-arts-17926519
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,11654555,Rekordowa_aukcja___Krzyk__Muncha_sprzedany_za_blisko.html?obxx=11654555&v=1&pId=17321088&send-a=1#opinion17321088
The Krasnals "Krzyk / awh... too much beauty! / Tribute to Edvard Munch / z cyklu Piękno w Sztuce". 2012. Olej na płótnie. 80 x 60 cm |
Jedna z definicji sztuki wygłoszona przez Andę Rottenberg brzmi:
Jeżeli sztukę robi artysta i pokazuje ją w muzeum, czy w galerii, to znaczy że on to traktuje jako sztukę. A jeżeli właściciele, czy dyrektorzy galerii się na to zgadzają, to znaczy przyjmują też takie założenie. Dyrektor przyjmuje że sztuką jest to, co mu się spodoba. To jest forma umowy społecznej. Takiej jak każda inna. Ponadto dzisiaj sztuka nie posługuje się kategorią piękna, bo piękno mamy w przyrodzie.
Oczywiście taka definicja sztuki jest nam obca, zwłaszcza gdy nasz „gust” różni się od czołówki polskich kuratorów. Czy rzeczywiście nie jest sztuką to, co nie spodoba się aktualnemu establishmentowi sztuki? Gdyby takimi definicjami mieli przejmować się artyści, historia sztuki uboższa by była o niejedno nazwisko. Taki np. Andy Warhol… Nadaję komunikat dla mas. Moje obrazy podobają się zwyczajnym ludziom. Ludzie inteligentni dopiero po latach docenili szkołę abstrakcyjnego ekspresjonizmu, przypuszczam więc, że trudno intelektualistom uznać to, co robię, za sztukę. Miałby też w głębokim poważaniu to, co Anda Rottenberg uważa o pięknie w sztuce: Maluję po prostu rzeczy, które zawsze uważałem za piękne, rzeczy używane codziennie, o których nigdy się nie myśli. Maluję to, co lubię.
Pytanie: co jest w efekcie końcowym ważniejsze dla odbiorcy, gdzie zyskuje więcej – w kontakcie z tym co lubi ekspert sztuki, czy z tym co lubi artysta?